Tradycyjnie: cześć Wam!
Wstyd mi pisać do Was po dwudziestu czterech dniach od rozpoczęcia nowego roku, po prawie miesiącu bez pisania postów. Obiecałem regularność a wyszła jedna wielka kicha. Nie lubię się usprawiedliwiać, ale kontuzja, święta Bożego Narodzenia, nagła i dosyć szybka zmiana pracy, choroba…to wszystko sprawiło, że w moim życiu brakowało regularności, dzięki której tak naprawdę to wszystko umiałem układać, dzięki której normalnie funkcjonowałem. Zacznę od początku. Od początku listopada zmagałem się z kontuzją (o szczegółach pochwale się w osobnym wpisie). Praktycznie przez dwa miesiące byłem uziemiony od jakichkolwiek treningów poza spacerami, basenem i treningiem siłowym nie wykorzystującym dolnych partii. Próbując różnych sposobów i kiedy nic nie pomagało, postanowiłem pójść do ortopedy sportowego. Łykając specjalne tabletki i smarując nogę maścią po trzech tygodniach ból odpuścił i stopniowo mogłem wracać do treningów. Tak też się stało, z początkiem stycznia zacząłem biegać. Zacząłem stopniowo i powoli, od pięciu kilometrów i tak z dnia na dzień zwiększałem intensywność. Oczywiście totalnie straciłem swoją wydolność i moim „maksem” było tempo 5.10 (tętno 170). Nie zrażając się, włączając to w intensywne treningi siłowe powoli zacząłem wracać do normalności. Do tego doszła nowa praca, aż w końcu…wstęp do zapalenia oskrzeli i kolejne wyeliminowanie od treningów na prawie półtorej tygodnia. Takiej choroby dawno nie przeżyłem – a wiem co mówię. Nie byłem chory i nie brałem antybiotyków od trzech lat. Teraz jestem w trakcie dochodzenia do dyspozycji zdrowotnej i od poniedziałku planuję wrócić do treningów. Dobry okres to nie był ale zawsze można wyciągnąć jakieś wnioski. Przejdźmy do podsumowania roku 2018.
Rok 2018 zakończyłem z:
- dwoma maratonami
- trzema półmaratonami
- czterema innymi biegami
Najważniejsze dla mnie oczywiście są maratony. Celem na rok 2018 było złamanie 3:30 i niestety nie udało się tego dokonać zarówno w Krakowie (debiut) oraz w Katowicach. Pierwszymi celami na ten rok była próba ataku na pobicie tego magicznego czasu ale ze względu na wydarzenia które opisałem wcześniej na ten moment ten cel wydaje się być nierealny. Na początek roku 2019 (wiosna) chce zaplanować półmaratony, o maratonie nie ma mowy, nie zdążę się przygotować. Za mną również próba pobicia 1:30 jeśli chodzi o półmaraton – również zabrakło kilkunastu sekund. Jak więc można opisowo podsumować rok 2018 w moim przypadku? Na pewno był to wspaniały rok. Uczyniłem krok w przód jeśli chodzi o moje bieganie i jest to niewątpliwe. Odbyłem parę biegów w których czułem, że się ścigam i były już to poważne prędkości (~4.00). Nie udało się przypieczętować to założonymi czasami ale czasami w życiu już tak właśnie bywa. Chciałbym, żeby nowy rok był udany aby w osiemdziesięciu procentach tak, jak w przypadku poprzedniego roku.
Jakie cele na 2019? Na pewno chce bez żadnego bólu i z sensownym wynikiem zahaczyć o jakiś fajny półmaraton na wiosnę. Później doszlifować formę i może spróbuje uderzyć w maraton na jesień. To na razie ogólnikowe plany, muszę w końcu wrócić do mojej regularności – jeśli chodzi o trening, bieganie i pisanie postów. Bo to jest coś, co kocham i napędza mnie do życia.
Dziękuje, że nadal jesteście ze mną.
Pozdrawiam serdecznie,
Biegajacyprogramista.pl
Loco
27 sty 2019Hi Kamil ,super opisałeś twoje osiągnięcia i porażki ubiegłego roku.Może nie był to taki rok jak sobie wymarzyłeś,ale mimo wszystko był pełen wrażeń ,nowych przeżyć i osiągnięć.Możesz być dumny z tego co osiągnąłeś ,a porażki i nie spełnione marzenia niestety należą do naszego życia, i trzeba je też zaakceptować.W nowym roku” 2019″ życzę 12 miesięcy bez kontuzji a na wiosnę dobrego startu w półmaratonie ,no a później następnego sukcesu na Uni , i zasłużonego wakacyjnego odpoczynku .Pozdrawiam bardzo serdecznie .Loco